Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że jest tam miliard sklepów, szczególnie z odzieżą czy kosmetykami, które zresztą występują tam dwa lub więcej razy (czyli 2x ZARA itd.). Ponownie nie będzie nic zaskakującego, jeśli napiszę, że zakupoholiczki odnajdą tu raj na ziemi. Po prostu tak jest, kropka. Od siebie jedynie dodam, że jest to chyba najbardziej zatłoczona ulica, na jakiej byłam, kolejki do kas w sklepach zwykle są kilometrowe, no ale czego się nie robi dla wymarzonej pary szpilek!
Przed wami trzypiętrowy Topshop. Każde piętro jest tak ogromne, że zwykle się tam gubię.
Jeden z moich ulubionych sklepów. W środku ubrania i biżuteria (w końcu jesteśmy na Oxford St.), bardzo ciekawe książki i albumy fotograficzne, płyty gramofonowe, i aparaty lomo.
Jedna z Zar.
W dniu, kiedy robiłam zdjęcia, nie było zbyt dużo ludzi. Tego dnia padało i było pochmurno, w dodatku był to środek tygodnia. Zazwyczaj trzeba się przepychać przez tłumy.
W London Palladium grają sztukę Czarnoksiężnik z krainy Oz, na podstawie filmu o tym samym tytule. Film jest jednym z moich ulubionych, więc z chęcią zobaczyłabym tę wersję.
Sklep Swarovski tonie w ilości kryształów.
Na New Bond Street byłam chwilę i mam stamtąd dwa zdjęcia. Zaczęło się ściemniać, a chciałam przejść Oxford St. do końca, więc zawróciłam.
Oczywiście weszłam do Selfridges. Powstanie o nim osobny post - ostrzegam, że głównie skierowany do osób interesujących się modą ;)
I na samym końcu (zarówno wpisu, jak i ulicy): Primark, czyli ciuchy marnej jakości w bardzo przyjaznych cenach (np. buty za 3 funty).
Kolejki do przymierzalni i kas są OGROMNE i niewiele różnią się od tych z czasów PRL. Zdjęcie zrobiłam przed samym zamknięciem sklepu, więc ta jest malutka, ale kiedy weszłam tam po raz pierwszy, myślałam, że ktoś mnie wkręca ;)
I po lewej Selfridges, gdy już było ciemno.